Pamiętam, że w Helu było kiedyś sporo wielkich topoli czarnych. To potężne drzewo, kiedyś sadzone jako ozdobne – ale drewno ma lekkie, miękkie i łamliwe i jest dziś często uważane za „śmieciowe” więc na ogół traktowane bez większego szacunku. Przez lata obserwowałem, jak znikały w Helu kolejne topole.
Kiedyś, na topolę rosnącą przy ul. Wiejskiej przed leśniczówką wdrapał się kot. Siedział tam tak długo i rozpaczał, że w końcu pod drzewo zjechała ekipa ratunkowa helskiej Ochotniczej Straży Pożarnej. Wyciągnięto drabinę i strażak dopingowany przez licznych widzów wspiął się na nią i usiłował dosięgnąć kota. Kot jednak nie dawał się złapać, odsuwał się coraz wyżej i dalej i w końcu zapędzony w sytuację bez wyjścia rzucił się nagle z gałęzi na gałąź w dół i bez szwanku uciekł gdzieś między domy – przy aplauzie wiwatującego tłumu. Po tej topoli (chyba tam były nawet dwie?) nie został nawet ślad, drzewa ścięto kawałek po kawałku, by nie uszkodziły okolicznych domostw i tylko stali mieszkańcy jeszcze je pamiętają.
Rząd topoli rósł przy domkach kempingowych koło Domu Rybaka. Kiedyś w nocy w środku sezonu zbudziło nas stukanie do drzwi – wstawajcie! – pali się! Wszyscy wylegliśmy na taras z którego było widać potężne płomienie trawiące domki kempingowe i osmalające rosnące obok topole. Wśród naszych obserwatorów pojawiła się nagle pani z konewką w ręku. Zaniepokojony sąsiad spytał – czy ma zamiar „tym” gasić pożar – ale okazało się że korzystając z nieprzewidzianej pobudki podlewała tylko donice z roślinami na tarasie.
Spalone domki stały dość długo u stóp nadpalonych topól – po czym zniknęło najpierw pogorzelisko a potem także i wszystkie topole po kolei….
Przy helskim „rondzie” na rogu ulicy Wiejskiej i Bałtyckiej ostały się dwie wielkie stare topole. Stały samotnie przez wiele lat lecz jedną z nich pewnego roku pokonał sztorm. Z pozostawionego dołu pnia rzeźbiarz, pan Roman Kwiatkowski wyczarował nastrojową scenkę rodzajową – łódkę z rybakami wybierającymi sieci.
Ostała się do dziś jedyna potężna topola rosnąca na skraju ronda. Choć na ogół ocenia się że topole czarne dożywają 150 lat – to wiek tej, specjaliści oceniają na 200 lat! Ta topola została ustanowiona POMNIKIEM PRZYRODY przez Wojewódzką Radę Narodową w Gdańsku – Wydział Rolnictwa i Leśnictwa orzeczeniem Nr 323 z 16 października 1973 roku,
Tego roku, gdy to drzewo kiełkowało, w okolicach Pucka urodził się Florian Ceynowa lekarz po uniwersytecie w Królewcu, znany przede wszystkim jako kaszubski działacz społeczny i narodowy, publicysta i pisarz. W tym także roku urodzili się Tadeusz Kościuszko i Maria Walewska. Hel był w tych czasach pruskim miasteczkiem zamieszkałym przez niemieckojęzycznych protestantów. Napoleon Bonaparte od dwóch lat był już zesłany na Wyspę Świętej Heleny a w Prusach trzymał władzę król Fryderyk Wilhelm III.
Helska topola rosła i rosła towarzysząc politycznym zmianom i licznym wojnom. Z czasem Hel stał się częścią Polski i na półwyspie usadowiła się Marynarka Wojenna odrodzonej po 150 latach zaborów Rzeczpospolitej Polskiej. Bazę floty utworzono tu w dużej mierze dzięki uporowi i sile przekonywania szefa Służby Artylerii i Uzbrojenia MW – Heliodora Laskowskiego. Laskowski doprowadził do zakupienia w szwedzkiej firmie BOFORS czterech dział kalibru 152,4 mm dla najpotężniejszej polskiej baterii sytuowanej na końcu helskiego cypla. Gdy działa montowano już na helskim cyplu – schorowany komandor podporucznik Laskowski zmarł. Powstającą baterię nazwano jego imieniem.
Pod koniec 1938 dowódcą tej baterii mianowano kapitana Zbigniewa Przybyszewskiego młodego, wyróżniającego się oficera artylerii, od trzech lat żonatego z Heleną Poważe, siostrą kolegi ze Szkoły Podchorążych.
Helena Przybyszewska rozpoczęła pisanie dziennika. W jednym z ostatnich przed wojną zapisów Helena odnotowała:
„Szczęśliwe lato 1939 roku na Helu! Wymarzona pogoda, gorący piasek i ciepłe, rozsłonecznione morze. Plaża tuż przed domem….”
Zaraz potem musiała pilnie ewakuować się z córeczką do Gdyni – w każdej chwili oczekiwano wojny…
W czasie kampanii wrześniowej 1939 r. Zbigniew Przybyszewski potwierdził słuszność założeń Heliodora Laskowskiego, utrzymując strzałami swoich czterech dział całą potężną flotę niemiecką w odległości uniemożliwiającej desant. Bateria Laskowskiego po 32 dniach skutecznej obrony zasłużyła na miano najcenniejszego polskiego zabytku militarnego. Zbigniew Przybyszewski został uwięziony w niemieckim oflagu, a jego żona Helena czekając z trzyletnią córeczką na koniec wojny i powrót męża uwieczniała codzienne dni w pamiętniku.
W końcu nadeszło wyzwolenie od niemieckich okrucieństw i Przybyszewski wrócił do Ojczyzny i do ukochanej Heleny. Został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari, szybko awansował w odradzającej się Marynarce Wojennej, powierzano mu coraz wyższe stanowiska, wystawiano świetne opinie…
W 1950 r. został nagle zaaresztowany przez Informację Wojskową – czyli wojskową bezpiekę. Heleny nie powiadomiono nawet o fakcie aresztowania, dowiedziała się o tym dopiero po dłuższym czasie niepewności i strachu. Po dwóch latach nieustannych przesłuchań, tortur i bezprawnym procesie kapturowym wydano na niego wyrok śmierci. Przez cały ten okres Helena dostała z więzienia jeden jedyny list od męża – zezwolono na jego wysłanie dopiero po zakończeniu okrutnego, dwuletniego „śledztwa”. Helena i jej córka na wieść o wyroku napisały do Bieruta listy błagające o łaskę do męża i ojca. Na próżno – Przybyszewski był zbyt hardym oficerem ceniącym sobie honor ponad wszystko i dla komunistów nie rokował nadziei na skuteczne poddanie się stalinowskiej indoktrynacji.
16 grudnia 1952 roku komandor porucznik Zbigniew Przybyszewski został zamordowany w piwnicy więzienia strzałem w tył głowy. Helena pozostała z małoletnia córeczką, wysiedlono ją z wybrzeża, pozbawiono pracy, jej znajomi bali się utrzymywać z nią kontakty. Do końca jej życia w 1992 r, mimo formalnej rehabilitacji Przybyszewskiego w 1956 r., nie poinformowano jej gdzie spoczywają szczątki jej męża, przez lata łudziła sie nawet – czy wyrok został na prawdę wykonany…
Dopiero w 2014 r. zidentyfikowano szczątki Zbigniewa Przybyszewskiego awansowanego pośmiertnie na stopień komandora. W 2017 roku zaplanowano na oksywskim cmentarzu Jego pogrzeb, wraz z zamordowanymi wraz z nim komandorami Mieszkowskim i Staniewiczem. Mam jednak poważne obawy co do dotrzymania tego terminu – gdyż żadne prace na cmentarzu dotychczas (16 lipca 2017 r.) nie ruszyły.
No ale wróćmy do helskiej ocalałej, wspaniałej topoli, rosnącej w najpiękniejszym zakątku Polski. Obecnie ma ona obwód 4,05 m a wysokość 30 m.
Rada miasta Helu podjęła dnia 25 maja 2017 r. uchwałę Nr XXIX/169/17 która nadała tej topoli – helskiemu pomnikowi przyrody imię „HELENA”. Ta nazwa upamiętnia postać żony naszego bohatera – Zbigniewa Przybyszewskiego, a także podkreśla tożsamość miejsca w którym rośnie – Helu.
Nasza topola góruje nad domami, góruje nad szlakiem wiodącym na Cypel patrzy na wszystko z góry, jak wiekowa królowa otaczającego ją krajobrazu. Atakowana nieustannie przez żywioły wyciąga do nieba suchy konar, jakby rękę wołającą o sprawiedliwość…
Dzięki wielkiej mobilizacji internautów organizowanej przez Urząd Miasta – topola Helena głosami 867 osób zdobyła w powszechnym głosowaniu tytuł „Drzewa roku 2017”.
Pod koniec XVIII wieku Francja uczyniła z topoli symbol wolności, równości, braterstwa, rozumu. Niech więc topola „HELENA” stanie się symbolem takich właśnie wartości dla naszej społeczności helskiej.
p.s.
w końcu sierpnia 2-17 r. Urząd Miasta umieścił przy topoli tabliczkę informacyjną:
Co stało się z rzeźbą obok?
Byłam tam 11 maja 2019 i nie ma po niej śladu.
Zapraszam na https://hela.com.pl/galerie/pomniki/pomniki.htm – tam sprawa rzeźby jest opisana